No heyka! :D Opóźnienie jest spowodowane tym, że mam naukę.. (norma xd) i tym, że powracamy do starego, sprawdzonego systemu piątkowego ;)
"Miłe złego początki, lecz koniec żałosny". Przekonało się o tym wiele tysięcy osób, dorosłych, dzieci.
" Tej miłości ich przebieg zbyt bolesny I jak ojców nienawiść nie zmienia, Aż ją zakończy dzieci zgon przedwczesny, Dwugodzinnego przedstawienia, Które otoczcie cierpliwymi względy, Jest w nim co złego, my usuniem błędy..."
Przy łóżkach szpitalnych dwójki nastolatków czuwało bardzo wiele osób, pomimo wczesnej godziny. Otóż, było tam ich rodzeństwo, przyjaciele.. A oni leżeli nieprzytomni. Charlene oraz Lindsay już były sobą, a Żaneta i Sara zostały wypuszczone. Według sióstr wszystko szło zgodnie z planem, ale jednej z nich nie pasowało coś w uczuciach.
- Przestań tak się na niego gapić, on ma dziewczynę - szturchnęła ją Charlene stojąc na wejściu do sali szpitalnej.
- Musi po prostu przejść to głupie zaklęcie - burknęła w odpowiedzi Lindsay i odciągnęła siostrę do pokoju.
Lecz pewna czwórka osób, nie miała pojęcia o tym co się dzieje w szkole. Unosili się w powietrzu.. zarówno w sensie dosłownym, jak i przenośnym. Ponieważ bliźniacy organizując dla swoich partnerek niespodziankę, dobrze wiedzieli że spełnią ich marzenia. Wszyscy dosiedli smoków, a niedługo potem zauważyli, że Czkawka i Astrid również są nad ziemią i chwilę razem polatali. Kasia i Iga leciały na Śmiertnikach Zębaczach, a Fred i George na Koszmarch Ponocnikach. Bawili się świetnie, lecz dziewczyny były już wręcz padnięte. Cały dzień i noc na nogach, dyskoteka i jeszcze teraz latanie.. Były strasznie zmęczone.
- My lady, może już pójdziesz spać? - zapytał Fred Igi, jak tylko znaleźli się na tym samym poziomie. Dziewczyna walczyła ze sobą żeby nie usnąć, ale mruknęła przecząco nie chcąc schodzić ze smoka. Chłopak zaśmiał się tylko ale odpuścił, lecz nie do końca ufał czy aby nie spadnie więc leciał nie daleko za nią. Ale George nie był tak pokorny i ściągnął padającą Kasię na ziemię. Odprowadzili smoki trzymając się za ręce i wracali leśną ścieżką w stronę szkoły.
- Kasia.. - zatrzymał się rudowłosy chłopak i obrócił dziewczynę w swoją stronę. Pomimo, że oboje byli w wygodnych dresach, to w tej pięknej scenerii wschodzącego słońca, lasu i rosy na roślinach wyglądali cudownie. George popatrzył w ciekawe oczy brunetki i zebrał się na odwagę.
- Chciałabyś może.. zostać moją dziewczyną? - zapytał słodko. W jego oczach malowała się niepewność, wyczekiwanie i nadzieja. A dziewczyna czuła jakby znów unosiła sie ze szczęścia ale tym razem bez smoka. Spełniły się jej marzenia! Musiała być na prawdę silna żeby nie pisnąć i skakać z radości.
- Tak.. - szepnęła - tak, tak, tak! Z największą przyjemnością! - krzyknęła i rzuciła się szczęśliwemu chłopakowi na szyję.
BRITTANY
Czuję się... obolała i.. sztywna. Nie mogę się ruszyć. Ani otworzyć oczu. Co tu się dzieje?! Nie mam kontroli nad własnym ciałem! Nad życiem w sumie też nie, od długiego czasu. I dlaczego ja w ogóle tu trafiłam! Chwila.. to on. To przez niego. To jego wina! Ogarnęła mnie wściekłość. To przez niego tu leżę! W duchu krzyczałam, szarpałam się, lecz nie mogłam nic zrobić ze swoim ciałem.. dlaczego on mi to zrobił, dlaczego! Jak ja go nienawidzę!
- Charlene.. myślę, że źle zrobiłyśmy - wyznała siostrze dziewczyna po rozmowie z Dumbledorem.
- Co ty pleciesz? - syknęła wściekła.
- Oni.. nie mogą bez siebie żyć..
- Raczej mogą - prychnęła - przestań już.
- Charlene, oni są sobie potrzebni do wzajemnego funkcjonowania..
- Nie sądzę.
- Ich uczucie było czyste, niewinne i mocne dopóki się w nie nie wtrąciłyśmy..
- Ale to zrobiłyśmy, i skończ wreszcie! - krzyknęła brunetka i trzaskając drzwiami z furią opuściła pomieszczenie. Dobrze wiedziała, że nie ma szans z Brittany, że prędzej czy później znowu Alvin pokocha ją. Ale chciała się nacieszyć przynajmniej tą małą chwilą.. Zamyślona nie zauważyła Luny, która szła właśnie korytarzem i dziewczyny wpadły na siebie.
- Sorki - burknęła Charlene i chciała odejsć, ale blondynka nie pozwoliła jej na to.
- Hey jestem Luna - powiedziała powoli - organizuję uroczystość z okazji Dnia Miłości i szukam kogoś, kto mógłby wygłosić przemówienie. Mogłabyś to zrobić? - zapytała łagodnie z uśmiechem.
- Em.. spoko, mogę wygłosić - odpowiedziała z nutką niezadowolenia. Ale to nie może być takie trudne no.. uśmiechnęła się szybko i odeszła od dziewczyny. Furia jej już trochę minęła, ale nie do końca. Idąc, znowu na kogoś wpadła, tym razem prawie się wywracając.
- Gdzie tak lecisz? - zapytał właściciel silnych, wybawskich ramion w które wpadła Charlene. Dobrze znała ten aksamitny ton, mogłaby go słuchać godzinami..
- Albert - szepnęła - dziękuję - odpowiedziała szczerze.
- To gdzie tak idziesz?
- Teraz? Nie mam pojęcia - zaśmiała się ku swojemu zdziwieniu, szczerze. A gdzie ta złość? A tak, tak działa na nią Albert!
- To może mały spacerek? - zapytał rzucając jej rozbawione spojrzenie.
- Czemu nie - uśmiechnęła się i ruszyli razem w stronę drzwi wyjściowych.
- Wiesz, ta dziewczyna.. Luna chyba poprosiła mnie o przemówienie na tym jej dniu Miłości...
- To fajnie! Kiedy napiszesz?
- Nie wiem.. ja nawet nie wiem co to miłość - burknęła i spojrzała w dół.
- Ey, ja wiem - odpowiedział z uśmiechem - miłość jest wtedy, gdy nie możesz żyć, bez drugiej osoby. Jak Romeo bez swojej Julki... Oddał życie na jej grobie, bo myślał że ona nie żyje. A potem ona umarła.. bo budząc się widziała śmierć ukochanego.
- Bardzo dużo mi to wyjaśnia, panie ekspercie!
- Oh, dziękuję - zaśmiali się oboje - ale tak na serio, to radzę ci wykorzystać Hymn do Miłości..
- Jest wiele definicji miłości. Miłość jest cudowną cnotą, środkiem i celem, biegiem i metą, szczęściem i cierpieniem. Co zatem należy czynić by kochać? Do tego nie są potrzebne żadne triki, trzeba po prostu kochać. Tak samo, jak uczysz się grać, grając, albo tańczyć, tańcząc. Swoją definicję miłości wyraził również św. Paweł, opisują piękną, doskonałą miłość. Mówi:
"Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadł wszelką wiedzę, i miał tak wielką wiarę, iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał,
nic mi nie pomoże.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą;
nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,"
I tak jest. Ludzie sobie często zadają pytanie - kiedy miłość jest prawdziwa? Otóż, jest taka wtedy wówczas, gdy jest uczuciem, nie pożądaniem, nie zauroczeniem. Gdy jest dojrzała. Miłość jest wartością potrzebną w życiu każdego człowieka. Bez niej życie jest pustą, bezcelową egzystencją. Ona nadaje sens oraz czyni prawdziwym i wartościowym. Miłość jest pragnieniem dobra, piękna, szczęścia. Pozbawiona jest egoizmu, pychy i zazdrości. W miłości potrzebne jest zaufanie i przebaczanie. Zrozumienie. Każdy człowiek popełnia błędy, nawet zakochany. Nie możemy przekreślać kogoś bo popełnił jeden z nich. Nikt nie jest idealny, ale każdy ma prawo do miłości.
Minęło już wiele dni od uroczystości, od wybudzenia nastolatków. Lecz Charlene nadal nie mogła przestać myśleć o słowach, które sama wypowiedziała. O słowach, które wciąż ma w pamięci. Było to piękne przemówienie... I dające do myślenia. A powinna się cieszyć! Wreszcie ma to, czego chciała. Brittany nieszczęśliwie zakochana, a Alvin lata za nią na każde skinienie. Ale najbardziej zależało jej na jego oczach. I już pierwszego dnia gdy w nie spojrzała, wiedziała że nigdy nie osiągnie celu. Bo nawet po tak silnych czarach.. on nigdy nie spojrzy na nią tak, jak patrzył na Brittany. A ona zrozumiała, że go już nie kocha. Ona kocha Alberta. Jej najlepszego przyjaciela, za którym ugania się jej wróg i to na własne życzenie. Ale czy dziewczyna po takich przejściach może myśleć racjonalnie? Sami musicie odpowiedzieć sobie na to pytanie..
"Minęły kolejne dni. Może tygodnie. Może godziny. Wszyscy stracili rachubę. Wszyscy byli zakochani, szczęśliwi, zajęci egzaminami.. oprócz Żanety, której brakowało w głowie pewnego elementu układanki. Dlaczego ona nie pamięta dyskoteki! Wszyscy jej mówili, że wygrała z Szymonem konkurs na najpiękniejszą parę, to na pewno by zapamiętała. Ale nie to ją teraz najbardziej martwiło, tak jak reszty paczki. Najbardziej wszystkich martwiło zachowanie Alvina i Brittany. Nie można ich było do siebie nawet dopóścić, bo kończyło się to bójką i awanturą! Nikt nie wiedział co się dzieje.
Ale nawet magia ma swój kres. A ta magia przestawała powoli działać.. Albowiem, wszystko ma swój początek i koniec. Żywot ludzki również. Ale czy świat jest gotowy alby pożegnać się z tymi dwoma egzystencjami..?
Miał to być kolejny, zwykły dzien w Hogwarcie. Kłótnia Alvittany, szóstki Simonette, śpiew Leo i Sary, przysmaki Theonore, wygłupy bliźniaków, koncert Auslly, żarty Austina i Deza i słodkie słówka Georga do Kasi. Wszystkim odpowiadała taka kolej rzeczy. Ale wszystko t zostało nieodwracalnie zburzone przez złamane zaklęcie. I to złamane, ale nie byle jak.
Albowiem nasza główna para bohaterów obudziła się jak zwykle. Obudzili się, przebrali, zjedli śniadanie i wyszli na spacer prze zajęciami. Ale tym razem, chłopak udał się inną ścieżką, akurat tą którą stąpała Brittany. I stało się. Spotkali się. Stali mierząc się wzrokiem. Nikt nie wykonał nawet najmniejszego ruchu. Mijały minuty, może godziny a oni jak się nie ruszali tak nie mieli zamiaru tego robić. Komunikowali się wzrokowo, świetnie im to wychodziło.
- Jak za starych dobrych czasów - szepnęli jednocześnie, nie mając pojęcia czemu. I wtedy to zrozumieli. Wtedy czas prysł. Popatrzyli na siebie ze zrozumieniem, czułością, nienawiścią, miłością.. Mieli się ruszyć. Mieli do siebie podejść. Mieli być szczęśliwi.. ale jak zwykle, ktoś stanął na tej ścieżce. Tym razem, była to sama Belatrix Lestrange. Stanęła za Brittany. Z różdżką wycelowaną prosto na nią.
- No, to teraz się zabawimy.. - szepnęła złowrogo i oboje zaniemówili. Brittany sparaliżowało, a Alvin nie miał pojęcia co robić. Ruszył do przodu, ale szybko stanął.
- Ani kroku, inaczej szybciej pożegnasz się ze swoją ruda koleżanką.. - powiedziała okrążając dziewczynę z mrożącym krew w żyłach śmiechem.
- Oh, miłość.. jakie to nudne! - jęknęła - cały czas tylko miłość i miłość, serduszka i kwiatki - wymachiwała różdżką - szczęście.. - splunęła.
- Nie mamy za wiele szczęścia - szepnął nastolatek.
- Oj wiem.. moje córeczki dają w kość - zaśmiała się, a nastolatkowie zamarli.
- ..C..córeczki? - zapytała Brittany na celowniku.
- Tak! - klasnęła w dłonie - Charlene i Lindsay. Złote dziewczynki, wdały się w mamusię.. ale koniec tych pogaduszek, ja tu mam robotę do wykonania - powiedziała z udawanym smutkiem.
- A zaczynało się robić ciekawie - zaczął Alvin chcąc zyskać na czasie. Ale się nie udało.
- Będzie ciekawie... tylko patrz. Crucio - powiedziała cicho, a rudowlosa zgięła się z bólu i jęknęła.
- Brittany! - krzyknął chłopak i chciał podejść do dziewczyny.
- A-a! Nie podchodź.. - powiedziała nasilając zaklęcie. Chłopak odsunął się jeden krok mając cały czas oczy na Brittany. Czarnowłosa jednak nie skończyła męczarni dziewczyny na długo.
- Crucio.. - i tak w kółko. Trwało to krótko, jednak zarówno jak dla ofiary, jak i dla chłopaka była to wieczność. Cierpienie i patrzenie na cierpienie ukochanej osoby bez możliwości pomocy... to najgorsze uczucia.
- Proszę, błagam, przestań! - krzyknął w końcu Alvin padając na kolana. Nie mógł patrzeć na zwijająca się z bólu Brittany.
- Twoje życzenie, jest dla mnie rozkazem - powiedziała podejrzanie i zwolniła urok - Avada Kedavra! - krzyknęła i zielony promień poraził dziewczynę, a ona sama odleciała ze śmiechem.
- Nie.. nie.. nie! - Brunet wreszcie podbiegł do dziewczyny, ale było już za późno. Brudna, spocona dziewczyna leżała jeszcze ciepła ale z matowymi oczami na ziemi.
- Nie.. proszę, nie.. nie ty.. - Alvin wziął dziewczynę na swoje kolana. - Nie ty! Nie możesz umrzeć! Rozumiesz?! Nie możesz! - krzyczał wściekły. - Dlaczego ty! Dlaczego ty! Przeklinam was gwiazdy! - krzyczał w niebogłosy. Nie czekano długo na tłum. Na nauczycieli, w tym samego Dumbledora. Wszyscy stali jak wryci i obserwowali krzyki zrozpaczonego i wściekłego chłopaka. Dumbledore nie był to w stanie nic zrobić. Bracia ani Leo nie zdołali go uspokoić, siostry nawet nie próbowały. Chłopak klęcząc cały czas trzymał zimną dziewczynę i krzyczał.
Minęło 3 dni od tego wydarzenia, ale nikt się jeszcze nie otrząsnął. Siostry wraz z Sarą nadal są pogrążone w głębokiej żałobie, chłopaki próbują je jakoś pocieszyć ale sami nie są w najlepszym stanie. A Alvin? Nie jest w stanie się z tym pogodzić. Nie przyjmuje tego do wiadomości. Nie chce uwierzyć. Bo jak uwierzyć, w śmierć ukochanej..?
Kolejne trzy dni. Pogrzeb się odbył. Wszyscy powoli wracają do normalnego trybu. Siostry choć nadal w żałobie, jakoś się trzymają. Chłopaki również. Bardzo się do siebie zbliżyli. Ochrona szkoły jest wzmocniona, Belatrix znów w Azkabanie. A Alvin? Alvin, aj Alvin..
24 grudnia. Tak, to dzisiaj. Miesiąc i rok od śmierci osoby bardzo bliskiej sercu wielu osób. Wszyscy ją pamiętają ale próbuj być silni. Nie załamali się. Wiedzieli, że ona by tego nie chciała. Więc cieszyli się gwiazdką. Choinka ubrana, prezenty ułożone, wielka sala pięknie przyozdobiona. Na grobie nigdy nie brakuje kwiatów i zapalonych zniczy, w jej ulubionym różowym kolorze. Ale jest ktoś, kto nadal nie pogodził się z Jej śmiercią. Ale zna fakty. Też próbuje być silny. Więc wstał. Stuknął łyżeczką w kieliszek i poprosił o ciszę.
- Chciałbym wznieść toast. Za piękną, mądrą, cudowną dziewczynę, która przeżyła za wiele złego w swoim o wiele za krótkim życiu. Wycierpiała się za wiele osób, a doświadczyła za mało szczęścia. Za kogoś, kto miał piękny uśmiech. Kto miał gwiazdy w oczach. Kogoś, o talencie większym od każdego artysty na świecie. Kogoś, kto miał nadzieję. Kto marzył. Kogoś, kto kochał i był kochany. Za Nią. Za najczystszą osobę na świecie. Za niewinną, nieskazitelną Brittany. Za Anioła!
Gwałtowny uciech i koniec gwałtowny. Są one na kształt prochu, to zapaliwszy gaśnie..
Czy to sen? Czy to wymysł? Fikcja? Czy brutalna rzeczywistość..? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi... ale zostaje jeszcze jedno. Najważniejsze..