Są takie chwile w których masz ochotę rzucić wszystko i wyjechać. Są takie, w których trzymasz się kurczowo tego co masz. Są również te, dzięki którym czujesz że naprawdę żyjesz. Ale są również te beznadziejne. Którą z nich czułam wtedy? Żadną. Byłam pusta. Puściutka. Całkowicie. Nie czułam nic. Szczęścia, radości, smutku, ogromnej dziury w sercu, żalu, cholernej tęsknoty. Byłam jak wydmuchany balon. Wyłączyłam człowieczeństwo.
Nie miałam pojęcia co się wokół mnie dzieje. Ale słyszałam jedno. Ten jeden, ciepły, przyjacielski, łagodny głos. Proszący mnie żebym się odezwała. Żebym dała sobie pomóc. Aksamitny ton błagający o najmniejsze słowo. Chciałam spełnić jego prośbę. Nie mogłam znieść tej nutki żalu i bólu w jego głosie. Mój najwspanialszy przyjaciel. Nie mogłam znieść jego cierpienia, mimo własnego.
Ale gdy tylko coś mówiłam, wszystko wracało. Uderzało ze zdwojoną siłą. Każde najmniejsze uczucie. To było nie do zniesienia.
Nie chciałam tego czuć. Chciałam zapomnieć. To była w końcu jedyna myśl. Po kilku dniach siedzenia przed oknem, wstałam. Ubrałam się. Umalowałam. Uczesałam. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam zupełnie inną dziewczynę. Brązowe fale zmieniły się w połowę czerwonych pasm, delikatny makijaż zastąpił wyzywający, ciemny, mocny make-up. Zamiast dziewczęcych, pastelowych spódniczek, miała na sobie wyzywające ubrania. I te oczy. Oczy wyrażające tylko pustkę.
Zmiana towarzystwa, otoczenia i zachowania nie dała kompletnie nic. Dodała tylko wyrzuty sumienia. Kto mi pomógł z tego wyjść? Mój najwspanialszy przyjaciel.
On jednak nie dawał za wygraną. Próbował mnie odzyskać, próbował na nowo zdobyć, przysięgał że się zmieni. Cierpiałam bardziej z każdą odmową. Alvin nie pozwolił mi do niego wrócić.
Po ponownym Jego wyjeździe, suchość w gardle i tępe pulsowanie zamiast bicia serca było codziennością. Ale to nie był koniec. Oh, nie. Chłopak Natalii, najlepszy przyjaciel mojego ex, zmienił się. Do jakiego stopnia? Zmasakrował mnie w moim własnym domu.
Jednak w międzyczasie, zdarzyła się pewna ważna rzecz. W marcu zawitało do nas kilku Włochów... Co ja gadam, plaga cała się zleciała. Najechali na Radom jakby to była stolica życia kulturalnego, rozmnażając się jak mrówki. Codziennie ich liczba wzrastała! Jednak Włoskie Ideały podbiły serca.
Włoskie Ideały były... Idealne. W ciągu miesiąca zyskaliśmy nową parę - dwie maszyny do zabijania podbiły swoje serca, a Natalia zostawiła tego bydlaka na rzecz naprawdę wspaniałego Ruggero, traktującego ją jak największą Boginię.
W maju weszłam naiwnie w nowy związek. Francuski Adrien okazał się jednak zdradziecką szują nie godną nawet słowa tutaj. Pierdzielony prostak.
Przestawałam dawać sobie z tym radę. I wtedy przypomniała mi się jedna rzecz, a raczej osoba. Wtedy, gdy uczucia do Niego zaczynały powoli gasnąć i nabierać racjonalnego bytu, do serca zawitał pewien Włoch. Co dziwne, ten sam z którym rozmawiałam w styczniu, dwa miesiące wcześniej. Zaczęłam tęsknić, próbowałam się z nim skontaktować. Niestety nie udało mi się. Może gdybym to zrobiła, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Zaczęłam za nim tęsknić, za długo o nim myśleć, wyłączać się, gadać jak najęta. To myśl o tym jednym chłopaku pozwoliła mi zapomnieć o bracie mojej najlepszej przyjaciółki. Jednak tęsknota za Nim, przerodziła się w tęsknotę za czarną czupryną, oczami jak świecący węgiel, uspokajającym tonem głosu... Nie mogłam tego znieść, choć dzielnie grałam silną.
Zajęłam się szkołą, przedstawieniami, książkami i nauką. Pomogło. Jednak pomiędzy wierszami, czasem próbowałam doprosić się żeby do niego zadzwonić, choć na chwilę... Niestety, nie udało mi się to nawet na chwilę. Przez dokładnie pół roku. Wtedy, nieoczekiwanie, pojawił się. Powiedział zwykłe "cześć" z uśmiechem, a ja nie mogłam się ruszyć przez dobre kilka minut. Dobrze że był po drugiej stronie ekranu i opóźnienie mogłam zwalić na internet. Ale jednak pamiętam ten dzień. Miałam wtedy wieczorem przedstawienie, które wyszło cudownie. Przez kilka dni zawsze dziwiłam się na obecność Włocha, w duchu wręcz skacząc z radości. I jeśli mam być szczera, pamiętam prawie wszystko. Pamiętam datę zawarcia związku Alvittany, pamiętam co powiedziałam 12 maja 2009, pamiętam jaki pierwiastek z liczbą atomową podniesioną do sześcianu jest potrzebny do reakcji. Ale zabijcie mnie, nie przypomnę sobie kiedy zostaliśmy parą. Jest to tak naturalne i oczywiste, że wydaje się ze jestem z nim od zawsze. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Bez niego nie mam życia. O Nim zapomniałam całkowicie.
Ten związek jednak był pierwszym moim udanym związkiem w całej burzliwej historii moich związków. Szaleńczo się zakochałam. Mogłam skakać ze szczęścia, cały czas miałam na twarzy wymalowany uśmiech, nawet mimo wszystkiego co się działo. Byłam z nim tak strasznie, niemożliwie szczęśliwa. Mój najwspanialszy bohater. Mój ukochany. I tym razem, nawet Alvin pobłogosławił mi mojego wyboru.
Jednak brakowało mi jednej osóbki.
**************************************************************************
Hi ^^
Nie jest może aż tak spektakularnie długie jak ostatnio, ale to tak się wydaje, bo opisówka długo się pisze >.< Ale jest dużo treści! ^^ I to nie koniec. Przewiduję jeszcze jeden, ewentualnie dwa rozdziały z tej opowieści, a następnie zabierzemy się za coś na czego samo wspomnienie niestety już mnie ponosi :) Życzcie mi powodzenia!